środa, 22 maja 2013

Never sleep again- O "Koszmarze z Ulicy Wiązów", part 1


Pamiętacie sentencję z Małego Księcia o tym, że "Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej"? Otóż dopadła mnie dziwna przypadłość uwielbiania czasów, w których nigdy nie było mi dane żyć, przez co łapię się na marzeniach o podróży w czasie . Ile bym dała, żeby choć na chwilę przenieść się do lat 80-tych niczym Gil do lat 20 w "Midnight in Paris" według Allena. Zerknęłabym wtedy jak Clive Barker kręcił swojego "Hellraiser'a", zobaczyła Raimiego w szale kręcenia "Evil Dead", Cronenberg dałby mi podpatrzeć jak zmienić się w muchę i może spełniłoby się moje marzenie o rozmowie z mistrzem Kubrickiem.
Czas jednak jest bezlitosny i nie da się go przewijać, ani wracać do tych najlepszych momentów. Istnieją na szczęście filmy, które choć trochę sprawiają, że czuję, jakbym podróżowała w czasie.
Taką niebywałą okazję dał mi prawie 4 godzinny dokument o serii "Nightmare on Elm Street" zatytułowany "Never sleep again: The Elm Street legacy". Naprawdę mówię wam, że nie widziałam w życiu lepszego hołdu dla filmu. Mam nadzieję, że jesteście gotowi na przeniesienie się w czasie, bo dziś kierowcą jest Freddy, a każda próba opuszczenia autobusu może okazać się dla was opłakana w skutkach.

Część 1- Początek i pierwsze krople krwi.

"Whatever you do don't fall asleep"

I pomyśleć, że do nakręcenia tej kultowej serii mogło nie dojść ze względu na problemy finansowe  New Line Cinema, która stała wówczas na skali bankructwa. Rob Shaye, współzałożyciel wspomnianej wytwórni zaryzykował i z własnej kieszeni dopłacał do projektu. Jak pokazała historia, krok ten przyniósł sowite profity. New Line Cinema odbiła się od dna, a obecnie (przejęta przez Warner Bros) jest jedną z najważniejszych i najbardziej cenionych wytwórni filmowych.
Sam Wes Craven, czyli mężczyzna, którzy stworzył legendarnego Freddiego nie spodziewał się tak ogromnego sukcesu. Jak sam podkreślał wielokrotnie w przeróżnych wywiadach na pomysł sennego zabójcy wpadł czytając artykuł o śmierci nastolatka. Owy młodzieniec, jak podawały ówczesne gazety skarżył się na koszmary senne i za nic w świecie nie chciał zasnąć. Rodzicie nie dawali wiary jego historiom i pewnej nocy, zdesperowani faktem, że ich syn od kilku dni nie zmrużył oka podali mu środek nasenny. Chłopiec zasnął, lecz rano znaleziono go martwego we własnym łóżku. Prawda, że brzmi podobnie? Niestety, tamten przypadek nie był filmową fikcją.

"I know you're there Freddy."

Imię, Freddy odziedziczył po, grzecznie mówiąc, dość nieprzyjemnym chłopcu, którego w młodości znał Craven. Jego wygląd to natomiast mieszanina żula, który nawiedzał pobliskie śmietniki i jak zauważyło wielu przypalonej pizzy. W początkowych projektach Freddy miał być bardziej "złowieszczy" (co pojawiło się w późniejszych częściach), ale z powodu braku wystarczających funduszy zdecydowano się na zmianę koncepcji. Warto również dodać, że Englund nie nadawał się na potwora, gdyż ten w scenariuszu był duży, a on był chudy i mały. Kiedy jednak pokazał co potrafi na castingu szanowna "grupa sprawująca władzę" jednogłośnie ogłosiła go Freddym. Tak narodziła się jedna z najbardziej rozpoznawalnych ikon kina groza, która po dziś dzień ma wielu fanów na całym świecie. Wystarczy spojrzeć na mnie, jak po niemal 30 latach od premiery nadal ekscytuję się "Nightmare on Elm Street", a moja miłość do Freddiego miast z wiekiem maleć, rośnie i nie ma zamiaru przestać.

"I'll kill you slow!" 

Nancy, główna bohaterka, miała być spokojną, ułożoną i miłą dziewczyną. To ona miała wbić głowę Freda na pal i paradować z nią po mieście. Wzorcowa final girl, świetnie zagrana przez Heather Langenkamp, jak pokazał czas nie była jedyną, która chciała, żeby Freddy zniknął i nigdy nie pokazywał już nikomu swej przypalonej twarzy. Zanim jednak, przeróżnymi sposobami wyrzucano naszego pupila w przybrudzonym swetrze z powierzchni ziemi on, skutecznie pozbawiał życia swe ofiary. A wszystko zaczęło się od chudziutkiej Tiny i brawurowej śmierci poprzez ciąganie jej kruchego ciała od ściany, aż po sufit. I tak w kółko, aż do pomalowania ich na krwistą czerwień i wyzionięcia ducha. Tak genialny efekt uzyskano, dzięki wybudowaniu obrotowego pokoju, który przydał się również przy kręceniu zgonu Glena (tak, tak Johnny Depp), który wciągnięty przez łóżko wydostał się z niego jako fontanna posoki. Robi wrażenie. Nadal! Pomiędzy owymi śmierciami ducha wyzionął również Rod, dla którego śmiertelnym okazało się być prześcieradło. Niech spoczywają w pokoju, gdziekolwiek trafili.

Ciąg dalszy nastąpi...

1 komentarz:

  1. Bratam się z Tobą w uwielbieniu serii o Freddym i tęsknocie za latami '80! A ten dokument chętnie bym zobaczył. Narobiłaś mi apetytu.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń